środa, 12 czerwca 2024

Mystic Festival 2024: Dzień 3 (Bring Me The Horizon, Satyricon, Enter Shikari, Chelsea Wolfe i inni) 8.06.2024, Gdańsk, Stocznia [GALERIA ZDJĘĆ]

Metal niejedno ma imię. To gatunek niezwykle pojemny, w ramy którego można wpisać szerokie spektrum muzycznych emocji. Można było się o tym przekonać podczas całego Mystic Festivalu, ale zdecydowanie najdobitniej pokazał to sobotni festiwalowy wieczór, który stał się okazją, by otworzyć umysł na te mniej oczywiste, niekiedy nowsze odmiany ciężkiego grania. Finał tegorocznej edycji stał się okazją do spotkania z gwiazdami emo-metalu, legendarnym gitarzystą, bezapelacyjną królową mroku i tymi, którzy bezkompromisowo przekraczają gatunkowe granice. Emocji zdecydowanie nie brakowało.

 


O tym, że mają szansę wystąpić na największej festiwalowej scenie dowiedzieli się kilka godzin przed otwarciem bram. Na szczęście byli na miejscu. Spakowali więc instrumenty i czym prędzej wyruszyli na stoczniowe tereny. Kto taki? Trójmiejski zespół Mulk, który w ostatniej chwili dopełnił festiwalowy skład, zastępując grupę Wargasm, którą boleśnie doświadczyła awaria samochodu na trasie. Alternatywno-rockowe piosenki z pazurem sprawdziły się świetnie - grupa zagrała naprawdę dobry, solidny koncert. 

Jeszcze lepiej, z właściwą dla głównej sceny kreacją, teatralnością i charyzmą zagrała grupa Lord Of The Lost, która zdecydowanie ma potencjał, by stać się niekwestionowaną gwiazdą. Gotycko zabarwione, zaśpiewane niskim głosem rockowe piosenki brzmiały wybornie, a muzycy dali z siebie maksimum, by zaprezentować jak najciekawszy spektakl. 

Echa Diuny, a przede wszystkim fantastyczna energia, piękne melodie i techniczny kunszt stały się domeną występu kolektywu DVNE, który z płyty na płytę rozwija się coraz bardziej i oferuje fanom ambitnego grania coraz wspanialsze kompozycje. Wielka szkoda, że udało mi się dotrzeć dopiero na finał tego występu. Zdążyłam za to na początek innego powiązanego z uniwersum Diuny zespołu - zamaskowanego i opatulonego w pustynne stroje kolektywu Wyatt E. Występ tej tajemniczej grupy przyniósł nieco odmienne doznania niż poprzedni i stał się okazją do chwili oddechu i wyciszenia przed najważniejszymi wydarzeniami wieczoru. 

Po szybkim marszu na położoną w drugim krańcu festiwalowego terenu  scenę główną dotarłam na występ legendarnego gitarzysty Kerry'ego Kinga, który wraz z przyjaciółmi z zespołu wykonał materiał z solowej płyty "From Hell I Rise", dobitnie pokazując, że w szybkich tempach i precyzji gry nie ma sobie równych. Tym, którzy poszukiwali zaś black metalowej klasyki, spodobały się z pewnością występy Dark Funeral i Satyricon, przyjęte niezwykle ciepło i owacyjnie. Nie brakło w nich także wpisanej w tę konwencję teatralności.

Teatralność nie jest natomiast aż tak bliska grupie Enter Shikari, która w ciekawy sposób łączy popową lekkość, industrial i gitarowy wykop. Zaczęło się ciekawie od recytacji wiersza, która płynnie przeszła w pierwszy utwór, później zaś tempo trochę się rozpłynęło. Czy zespół sprawdził się na największej scenie? Nie jestem przekonana. Chyba lepiej ta  niebanalna muzyka brzmi jednak w klubowych warunkach. 

Duża część młodszej festiwalowej publiczności czekała na to, co wydarzyło się po 23, gdy na scenę wkroczyli Bring Me The Horizon - grupa niezwykle widowiskowa, bezkompromisowo przekraczająca gatunkowe granice i z powodzeniem wykorzystująca nowe technologie. Choć muzycznie z pewnością podzielił odbiorców, wybronił się bez wątpienia całokształtem. To był półtoragodzinny, pełen efektów specjalnych, nieprawdopodobnie intensywny spektakl, któremu nie można odmówić jakości. Wszystko zostało precyzyjnie zaplanowane i zaprojektowane w najdrobniejszych szczegółach - od wystroju robiącej wrażenie kaskadowej sceny, przez komunikaty sztucznej inteligencji podawane po angielsku i po polsku, przez strój wokalisty, dymy, ognie i fajerwerki, aż po wspaniałe wizualizacje. Całość chwilami budziła nieodparte skojarzenia z konwencją "Simulation Theory" Muse.

Muzycy dali z siebie wszystko, a szczególnie wokalista Oli Sykes, który śpiewał, krzyczał i growlował tańcząc i biegając po scenie. Publiczność niemal jadła mu z ręki, prawie mdlejąc z emocji i szalejąc bez opamiętania w pogo i przeciskając się do przodu, by być jak najbliżej idola i zbić z nim piątkę. Jednej z osób udało się nawet zaśpiewać do mikrofonu! Metalcore, emocore, alternative metal, pop, deathcore - jakkolwiek zwać tę muzykę, nie można jej odmówić pomysłowości i przebojowego charakteru. A o to przecież chodzi, by te duże koncerty były jak najbardziej spektakularne, prawda? No bo gdzie indziej można pokazać pełnię możliwości efektów specjalnych?

Właściwie w tym momencie można by zamknąć cykl wspomnień, bo wraz z końcem koncertu tłum festiwalowiczów ruszył do wyjścia. Tymczasem na najbardziej wytrwałych czekał jeszcze absolutnie nieprawdopodobny, wyborny finał. Jego autorką była artystka niezwykła, autorka jednej z najlepszych płyt ostatnich miesięcy, amerykańska wokalistka Chelsea Wolfe.

Taki obrót spraw chyba nie przyśnił się nikomu. Punktualnie o 1, gdy na scenie zameldowała się niekwestionowana królowa mroku, lunął deszcz tak silny, że strugi wody lały się z nieba w tempie ekstremalnym. Muzycy skryli się w głębi sceny i zgodnie z planem zagrali to, co wcześniej ustalili. Otoczyła ich kurtyna deszczu, budując niesamowity klimat. Z padającymi kroplami odbijającymi się od sceny rezonował głęboki, piękny, przeszywający głos Chelsea i podkreślające go pełne niepokoju melodie gitar i bębnów. To był oczyszczający rytuał i ten właściwy finał. Działa się magia. Wśród publiczności wytrwali nieliczni - przemoczeni do suchej nitki, ale szczęśliwi i świadomi, że są uczestnikami czegoś niepowtarzalnego, co będą wspominać długo. W nagrodę zyskali chwilę wytchnienia od atmosferycznych anomalii w drugiej połowie koncertu.

Po pełnej emocji godzinie artystka ze wzruszeniem dziękowała publiczności. Na ogłuszającą owację odpowiedziała bisem, po czym, kilkanaście minut po 2 w nocy skromnie zniknęła za kulisami. To był ostateczny finał festiwalowych emocji i prawdopodobnie lepszego, bardziej emocjonalnego i pamiętnego nie można było sobie wymarzyć.

Tegoroczna edycja Mystic Festival była naprawdę wyjątkowa. W kluczowych momentach na terenie bawiło się niemal piętnaście tysięcy fanów muzyki, chłonących dźwięki płynące z pięciu festiwalowych scen. Na każdej z nich odbyły się fantastyczne, często zaskakujące koncerty, podczas których znaleźć coś dla siebie mógł praktycznie każdy fan ambitnej, niebanalnej muzyki. Każda festiwalowa ścieżka przyniosła multum emocji, doznań, wrażeń, nieważne, czy wiodła drogą ekstremów, punkowej energii czy gitarowej melodyjności. Jak będzie za rok? Na pewno równie ciekawie i niebanalnie. Wiadomo już na pewno, że fani muzyki spotkają się w dniach 4-7 czerwca 2025 w Gdańsku, na stoczniowych terenach. Pierwsze szczegóły i bilety są już na festiwalowej stronie www.mysticfestival.pl.

 

MULK








































 

DVNE
























 

LORD OF THE LOST

































































 WYATT E




























KERRY KING






































DARK FUNERAL
































ENTER SHIKARI





































SATYRICON




































BRING ME THE HORIZON




























































CHELSEA WOLFE